CHINY: Historyczne miasto w Pingyao (20.09.2016)
Rano pobudka, szybkie pakowanie, biegiem do metra i w drogę na północny dworzec kolejowy w Xi’An. O 11 ruszał mój super szybki pociąg. Architektura towarzysząca szybkiej, chińskiej kolei jest naprawdę imponująca. Wspaniały dworzec w Xi’An, który ma ponad 20 terminali, wszystko nowoczesne, czyste i w ogóle nie pasujące do tego co widziałem w Chinach wcześniej. Jadę do Pingyao – dawnego centrum biznesowego Chin, datowanego na 2700 lat, w którym dzisiaj można oglądać historyczną zabudowę miasta. Kolejny obiekt z listy światowego dziedzictwa UNESCO na mojej drodze.
Pociąg przyjechał punktualnie. Takie nasze pendolino. Cieszyłem się strasznie, że pojadę czymś lepszym niż zdezelowanymi pociągami chińskich kolei. Radość trwała krótko, póki nie zobaczyłem obok kogo będę siedział w przedziale. Pan Chińczyk tak śmierdział cebulą, iż myślałem, że oszaleję. Może się wydawać, że przesadzam albo coś ale czegoś takiego to dawno nie czułem. Najgorszy menel u nas tak nie cuchnie jak człowiek, który siedział obok mnie ponad godzinę. Każdy jego ruch to było bombardowanie mojego biednego nosa. Popłakałem się ze szczęścia kiedy w końcu się podniósł i zabrał do wyjścia.
W Pingyao wysiadłem o 13 na stacji Gucheng, która jest oddalona o około 20km. Szybkie koleje są fajne ale za to mają strasznie daleko dworce i trzeba długo z nich dojeżdżać do centrum miast. Tym razem przyjechał po mnie mój gospodarz u którego się zatrzymałem na noc. Miły chłopak krótko opowiedział o miasteczku, chwilę porozmawialiśmy i byliśmy już na miejscu. Hostel okazał się być w samym środku antycznej części miasta. Sam pokój był trochę straszny, ale miałem ogromne łóżko, swoją łazienkę i święty spokój więc było bardzo dobrze. Nie planowałem zostać na dłużej w tym miasteczku więc zaraz po przyjeździe, lekko się przepakowałem, ogarnąłem, aparat w rękę i w drogę bo czas uciekał.
Historyczne miasto Pingyao w większości powstało za czasów panowania dynastii Ming a niektóre budynki zbudowali już następcy z dynastii Qing. Większość jednak liczy około 500-600 lat i do dnia dzisiejszego trzymają się w stopniu prawie nienaruszonym. Mury miejskie zaczęto budować już 2700 lat temu, dopiero w XIV wieku wzmocniono je w postaci ceglanej konstrukcji. Miejscami jednak i to nie wytrzymało presji czasu i uległo lekkiemu zniszczeniu. To miejsce to idealne odwzorowanie tradycyjnej, chińskiej architektury oraz planowania miast. Dzisiaj to przede wszystkim atrakcja turystyczna. Podobno jest tu ponad 4000 sklepów począwszy od restauracji po bary, pamiątki, ubrania czy setki innych rzeczy. Ludzi jest dużo aczkolwiek przede wszystkim to są Chińczycy, którzy całymi tysiącami zjeżdżają tutaj każdego dnia.
Ja, tradycyjnie zanim wybrałem się na główne drogi z atrakcjami, najpierw skręciłem w bok i zacząłem przechadzać się po mało uczęszczanych uliczkach. Klimatem przypomina to Włochy chociaż daleko jednym do drugich. Szybko natknąłem się na mały, katolicki kościół, co mnie dosyć zdziwiło bo w końcu Chińczycy zwłaszcza w okresie panowania dynastii Ming czy Qing to wyznawcy głównie buddyzmu, konfucjanizmu i taoizmu. Dopiero w domu doczytałem, że w XII-XV na terenach Chin działali chrześcijańscy misjonarze, którzy między innymi oprócz nawracania, budowali kościoły i małe, chrześcijańskie społeczeństwa. Kościół był bardzo mały, kilka drewnianych, zniszczonych ławek i mały ołtarz. Chyba najlepszy klimat jest w takich miejscach. Na pewno lepszy niż w tych wszystkich ogromnych świątyniach. Tutaj było tak przytulnie, dyskretnie i refleksyjnie.
Dalej szedłem wzdłuż murów miejskich. Po wizycie w Xi’An, te nie robią już takiego wrażenia tym bardziej, że miejscami są zniszczone. Mają tylko 6 kilometrów ale aż 72 wieże strażnicze więc w czasach świetności tego miejsca, to musiała być forteca nie do zdobycia. Zaraz schodzę z drogi wzdłuż murów i zaczynam błądzić po pustych uliczkach o szerokości około dwóch metrach gdzie po obu stronach są ceglane budynki. Zastanawia mnie ile cegieł jest w historycznym mieście. Pewnie miliony ale chciałbym poznać dokładną ich ilość.
Życie w tych bocznych uliczkach płynie wolno. Podobnie jak na filmach z Meksyku gdzie ludzie nakładają sobie sombrero i śpią na schodach przy domu całymi dniami, przeżuwając liście koki. Tutaj ani nie mają sombrero ani liści koki ale sobie siedzą i nic nie robią. Dzieci bawią się same sobą tzn nie mają zbyt wielu zabawek i jedyną atrakcją jest ich obecność sama w sobie. Biega tu dużo psów, większość zaniedbana, brudna i okropnie wyglądająca. Jednego udało mi się nakarmić słodkim ciastkiem z miodowym nadzieniem. Jadł aż mu się uszy trzęsły. Ludzie których mijam kontrolują każdy mój ruch, bacznie obserwują a kiedy przechodzę obok nich milkną wszystkie rozmowy i pozostaje samo gapienie się. Przejdę parę metrów i choć nie wiem o czym mówią, wiem, że o mnie.
W końcu docieram do dwóch, głównych ulic. Ming i Qing. Mało oryginalne nazwy ale cóż. To miejsca w których rządzi handel, które tętni życiem od samego rana do późnego wieczoru a częściowo pewnie i w nocy. Tutaj są wszystkie zakupowe atrakcje tego miasta. Znajdziemy tu różnego rodzaju sklepy z instrumentami muzycznymi (w większości sprzedają bębny), pamiątkami, małe zakłady rzemieślnicze czy knajpki z przekąskami. Panuje tu prawdziwy tłok a sprzedawcy z jednej i drugiej strony próbują naciągnąć Cię do ich stoiska za wszelką cenę. Ja wyszedłem bogatszy z tego miejsca o cztery ciastka o których wspomniałem przed momentem. Ceny są jak przystało na atrakcję turystyczną, o wiele większe niż poza antycznym miastem a z kolei jedzenie w restauracji przez obcokrajowców może skończyć się astronomicznym rachunkiem.
Całość zajęła mi prawie cztery godziny. Później poszedłem zrobić wieczorną fotorelację. Nie byłem w Świątyni Konfucjusza czy Świątyni Boga Miasta bo najzwyczajniej nie miałem ochoty choć wszędzie i wszyscy piszą, że warto. Wybrałem się za to na krótki spacer poza historycznym miastem. Czułem się mniej bezpiecznie ale za to chciałem zobaczyć jak żyją ludzie w tych małych, zakurzonych budynkach.
Pingyao to miasto w którym można poczuć klimat dawnych Chin. Podobno jedne z niewielu takich i w takim dobrym stanie. Jeśli ktoś szuka dobrej lekcji historii to na pewno ją tu znajdzie. Mi udało się chwilę odsapnąć i naładować baterię przed dalszą podróżą. Zjadłem pierwsze w życiu chińskie ciasteczka i poznałem klimat Chin z przed kilku wieków. Można byłoby zostać tu dłużej no ale nie. Jadę dalej.