
Płytowe podsumowanie – 2020
To był ciężki rok pod każdym względem. Ciężki, ale specyficzny no i można stwierdzić nawet, że wyjątkowy. Muzycznie było to dwanaście miesięcy, w których artyści zostali zmuszeni do przekładania koncertów i innych zobowiązań. Wiele projektów zostało przełożonych na bliżej nieokreślony termin. Część muzyków przeniosła się, siłą rzeczy, do internetu i za jego pomocą próbowali jakoś nie dać o sobie zapomnieć. Patrząc na artystów, których słucham, można zauważyć, że rok 2020 to był czas, w którym było skandalicznie mało nowych albumów czy singli. Jeśli się coś pojawiło to było to wydanie typu składanka czy któraś z kolei reedycja jakiegoś krążka. Wszystko stanęło a mi osobiście ten rok przemknął między oczami. Ledwo się zaczął a już kończy. W tym wpisie chciałbym luźnie potraktować to co miłego mnie spotkało – muzycznie w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy.
Laura Pausini – Laura Pausini (Edición 25 Aniversario) (Atlantic / 5054197061462)
Najnowszy dobytek. Jeszcze ciepły bo listonosz przyniósł go w samą wigilię więc dodatkowo wspaniały prezent. To box, który został wydany w listopadzie 2019 roku dla uczczenia 25 rocznicy wydania pierwszej hiszpańskojęzycznej płyty Laury Pausini. W pudełku znalazł się oryginalny album z 1994 roku w wersji i hiszpańskiej i włoskiej, i krążek z pozbieranymi z tej płyty utworami z różnych koncertów / duetów. Jest też DVD z zapisem telewizyjnego koncertu Laury z hiszpańskiej TV z 1995 roku oraz dosyć gruba książka z licznymi zdjęciami oraz garstką tekstu. Jednak punktem głównym jest z pewnością przezroczysty winyl. Do tej pory miałem już czerwone czy niebieskie winyle, ale przezroczystego jeszcze nie. Świetnie to wygląda.
Cały album Laura Pausini z 1994 roku, zarówno w języku włoskim jak i hiszpańskim to wspaniała podróż do romantycznego świata nastoletniej wówczas artystki. Z tego krążka bije niewyobrażalne ciepło i nadzieja. Miłość wylewa się z każdej sekundy. Uwielbiam każdą piosenkę. To dzieło kompletne.
Mango – Sirtaki (Sanni Records / SRCD020 / 1991)
To płyta, której szukałem od lat. Album, który tak bardzo kojarzy mi się z Włochami i wszystkimi moimi podróżami tam. Z krążka Sirtaki wylewa się „włoszczyzna” w najlepszym wydaniu. Prawdziwa, subtelna, ciepła, delikatna, melancholijna. Wywołująca tęsknotę do tych uliczek włoskich i tych renesansowych budynków. O ile włoska wersja tego albumu jest dostępna praktycznie wszędzie to hiszpańska jest prawdziwym rarytasem wśród fanów Mango. Album wydany i zrealizowany w małym nakładzie dla hiszpańskojęzycznych słuchaczy. Ostatni z trzech płyt wydanych w tym języku przez artystę. Tytuł jest ten sam więc do momentu rozpakowania nie byłem pewien czy sprzedawca się nie pomylił. Na szczęście nie i teraz hiszpańska wersja Sirtaki dumnie stoi na półce z płytami.
Al Bano & Romina Power – Fotografia De Un Momento (WEA / WEA Latina / 9031-71825-2 / 71825-2)
Kolekcjonowanie płyt nauczyło mnie jednej rzeczy: cierpliwości. Kiedy zaczynałem moją przygodę z muzyką wydawało mi się, że jak nie kupię jakiejś „okazji” to tego wydawnictwa nigdy więcej już nie dostanę. Tak było właśnie z tą płytą Al Bano i Rominy Power – Fotografia De Un Momento. Widziałem ją ze dwa razy kilka lat temu w cenach rzędu 500-600zł. Wtedy się nie zdecydowałem kupić, ale tylko dlatego, że nie miałem pieniędzy. Dysponując taką kwotą nawet pewnie bym się długo nie zastanawiał. Rok 2020 okazał się na tyle szczęśliwy, że w końcu udało mi się dostać amerykańskie wydanie hiszpańskojęzycznego rarytasa. Chwilę później udało mi się kupić drugi egzemplarz amerykański i jeszcze jeden europejski. Teraz w mojej kolekcji mam aż po dwa egzemplarze każdego.
Album unikatowy pod wieloma względami. Płyta w języku włoskim warta jest grosze, w hiszpańskim potrafi osiągnąć kwoty bardzo wysokie. Fotografia De Un Momento to jeden z moich ulubionych albumów tego włoskiego duetu. Jest w nim tyle radości, uczuć i miłości, że aż nie sposób opisać. W tych piosenkach słychać dojrzałość artystów pod względem muzycznym, ale ja osobiście, słyszę też dojrzałość życiową. W głosie, w melodii, aranżacjach. Cieszę się, że w końcu udało mi się uzupełnić zbiór o właśnie ten krążek.
Eros Ramazzotti – L’Aurora (BMG/Ariola / BVCP-8862)
Jeszcze w połowie 2020 roku sądziłem, że mam wszystkie japońskie wydania płyt rzymskiego piosenkarza – Erosa Ramazzotti’ego. Okazało się, że oprócz czterech albumów, Eros wydał w 1996 roku także singla promującego pierwszy krążek wydany w kraju kwitnącej wiśni Dove C’è Musica (BVCP-987). Jednak co to za płyta bez paska OBI? Aż tu nagle pojawiła się w Japonii nowa strona z aukcjami. Tam właśnie znalazłem ten krążek razem z OBI i wkładką w środku. Kupiony za minimalne pieniądze. Teraz już na pewno mam komplet japońskich płyt Erosa więc już mnie nic nie zaskoczy. Teraz czas zebrać wszystkie tajwańskie wydania a tych trochę więcej niestety jest.
Umberto Tozzi – È Nell’Aria… Ti Amo & Notte Rosa (CGD / 9031 70656-2 / 2292-44843-2)
Nie jestem zbyt wielkim fanem płyt winylowych. W przypadku albumów z lat 70 czy 80 najczęściej są one w postaci płyt winylowych. Reedycje, które w późniejszych latach pojawiały się na płytach kompaktowych, w przypadku niektórych artystów, kosztują sporo pieniędzy. Tak jest w przypadku Umberto Tozzi’ego. Jego pierwsze płyty osiągają całkiem niezłe ceny na aukcjach. Zwłaszcza niektóre wydania, które np nie posiadają kodu kreskowego, co świadczy w tym przypadku o tym, iż to pierwsze kompaktowe wydanie. Mi, na początku roku, udało się kupić album wydany oryginalnie w 1977 roku È Nell’Aria… Ti Amo oraz album z 1981 roku – Notte Rosa. Oba wydania z wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Trochę pieniędzy na to poszło – nie ukrywam, ale płyty są nowe i fabrycznie zafoliowane. To rzadkość. Aktualnie z całej dyskografii Tozziego, która liczy 25 studyjnych albumów brakuje mi już tylko jednego – płyty Tozzi 80 z 1980 roku.
Drupi – Sereno È… (Ricordi / MW 2118)
Przed chwilą wspomniałem, że nie lubię winyli, ale czasami zdarza mi się je kupić. Obok tej płyty nie mogłem przejść obojętnie. Drugi album Drupiego z 1974 roku wydany w Japonii! Kto by pomyślał, że nawet tam dotarła jego charakterystyczna chrypka. Co ciekawe – tych płyt wydał tam kilka. Płytę kupiłem tanio, ale to ile zapłaciłem za przesyłkę to się płakać chce. Jednak było warto. Ten album to kwintesencja włoskich lat 70. Beztroska i lekka muzyka, w której królują tematy miłosne i życiowe. Teraz chyba czas zakupić jakiś lepszy odtwarzacz winyli…
Krzysztof Cugowski – 50/70 Moje Najważniejsze & Integralnie (Mystic Production / Pomaton EMI / MYSTCD 384 / 7243 5 33076 2 2)
Na liście udanych, tegorocznych zakupów znalazł się polski akcent. Po uzbieraniu kilku albumów Budki Suflera (zwłaszcza wydań z 2010 roku), przyszedł czas na solowe dokonania Krzysztofa Cugowskiego. Zaczęło się od przedpremierowego zakupu albumu 50/70 Moje Najważniejsze z autografem artysty. Trochę się zawiodłem bo spodziewałem się autografu na przedniej okładce a to się okazała zwykła kartka w środku. Teraz wolałbym kupić po prostu nowe, zafoliowane wydawnictwo. Płytę słuchałem urywkami i wydaje się bardzo dobrym dziełem. Na całość przyjdzie jeszcze czas także w postaci recenzji na blogu.
W listopadzie udało mi się wyłapać w ogłoszeniach album Cugowskiego z 2001 roku – Integralnie. Tej płyty słuchałem już kilka lat temu i pamiętam, że nie było tam jakichś przebojów, ale miała swój klimat, który bardzo lubię i szanuję. Teraz, kiedy mam krążek, myślę, że znów odtworzę ją i zanurzę się w tą tajemniczą muzyczną przygodę.
Podsumowanie
Płyt, które przybyły w tym roku było znacznie więcej, ale chciałem wymienić tylko te, z których jestem najbardziej zadowolony. Kolekcjonowanie płyt, ale też innych rzeczy, to ciągłe wertowanie stron internetowych w poszukiwaniu konkretnych tytułów czy wydań. Zabiera to ogrom czasu i pracy, ale efekty są świetne. Z każdym rokiem ubywa płyt, które są na mojej liście najbardziej pożądanych. Z jednej strony to świetnie bo znajdują one swoje miejsce na mojej półce a z drugiej kiepsko bo mało co nowego na tę listę trafia. Kiedyś pewnie zbiorę wszystko co chcę i będzie mi smutno, ale do tego jeszcze kawał drogi. Szczęśliwego Nowego Roku!

