WŁOCHY – Włoski trip część 2 – Florencja – 2015
Do Florencji zajechałem na sam wieczór i jedyne o czym marzyłem to położyć się spać. Niestety zarezerwowany B&B okazał się beznadziejnym miejscem bo nikogo nie było a telefon pozostawał nieodbierany. Jak to bywa w moich wojażach zawsze może być gorzej i dla uszczęśliwienia mnie zaczął konkretnie padać deszcz. Cud, że w czasie całej wyprawy towarzyszył mi internet i tylko dzięki temu udało mi się znaleźć hostel i przekimać nockę, a że było całkiem wygodnie to i drugą też.
Florencja ma to coś czego nie ma żadne inne miasto. Ten zapach, ten klimat. Dwa florenckie dni okazały się bardzo słoneczne i ciepłe co pozwoliło odwiedzić wszystkie miejsca, które sobie wcześniej zaplanowałem a i poznanie innych również pięknych i cudownych.
Wspaniale było znów wdrapać się na Pizzale Michelangelo czyli Plac Michała Anioła skąd rozpościera się najpiękniejsza panorama Florencji, okolicznych wiosek i wzgórz. Tutaj popisują się wszyscy fotografowie bo ukazać to na zdjęciu jakie w rzeczywistości jest, ze wszystkimi swoimi kolorami jest z pewnością ciężkie aczkolwiek chętnych nie brakuje. Ludzi tutaj ogólnie nie brakuje o żadnej porze a panorama, którą można tu ujrzeć pojawia się na większości pocztówek z Florencji. Najciekawiej wejść tutaj po schodach, które się ciągną dosyć wysoko ale większość ludzi wybiera opcję autobusu lub samochodu. Wcale się nie dziwię bo w pełnym słońcu, wejście na samą górę powoduje, że z koszulki można wyciskać litry potu.
Wracając z powrotem w dół udało się wypatrzeć ciekawą uliczkę, której wcześniej nie znałem. Skoro nie znałem, to czemu by jej nie poznać. Muszę przyznać, że pod tak stromą drogę to nie miałem jeszcze okazji iść. Okazało się, że ścieżka prowadzi na obrzeża Florencji skąd rozpoczyna się kilka pieszych ścieżek po okolicznych wioskach. Wybrałem sobie najdłuższą – prawie 7 kilometrową. Poświęciłem prawie trzy godziny zanim dotarłem z powrotem do miasta ale było warto. Można było poczuć prawdziwą Toskanię, pagórki, domy z kamienia, zwłaszcza te opuszczone, ciasne drogi i świetne widoki. Szkoda, że jest to mało popularna opcja bo oprócz mnie przez ten czas nikogo na trasie nie spotkałem. Czyżbym tylko ja lubił chodzić?
Nie obyło się również bez odpoczynku przy Palazzo Pitti. To miejsce to już chyba moja tradycja jeżeli chodzi o spanie pod chmurką. Mam swoje ulubione miejsce gdzie nikt nie przeszkadza, można spokojnie się wyłożyć, co prawda na kamyku ale jak się ogarnie jakąś bluzę to nie jest tak źle. Słońce elegancko smaży, wystarczy dokupić jakiś lekki prowiant, słuchawki w uszy i człowiek jest spełniony jak nigdy i nigdzie indziej. Ciekawym faktem jest to, że przy Palazzo Pitto spałem wiele razy a nigdy nie pokusiłem się, żeby wejść do tego monumentalnego zamku, za którym znajduje się największych park i chyba zarazem najładniejszy w całej Florencji – Ogród Boboli. Pałac, który właściwie dopiero Medyceusze, czyli tak naprawdę najważniejszy florencki ród, wybudowali takim jakim jest do dzisiaj.
W rzeczywistości poza licznymi knajpkami po tej stronie rzeki (zachodniej) nie ma więcej czego szukać. Tutaj zwiedzanie dla większości kończy się na trasie od Palazzo Pitti do Placu Michała Anioła a dla takiej garstki jak ja rozciąga się dodatkowo na pobliskie okolice. Wracając do miasta nie sposób nie przejść przez Ponte Vecchio. Most, który raczej każdy kojarzy. Tak jak USA ma swoje Golden Gate tak samo śmiało mogę powiedzieć, że Europa ma swoje Ponte Vecchio. Choć zdecydowanie ten amerykański podoba mi się bardziej to jednak ciekawszą historię i unikalność ma ten we Florencji. To najstarszy miejski most, który aktualnie zajmują warsztaty jubilerów i złotników. Ciekawym faktem jest, że pod mostem jeszcze do czasów II Wojny Światowej biegł korytarz, który łączył Palazzo Pitti z Palazzo Vecchio czyli z dzisiejszym ratuszem miejskim. Kolejną ciekawostką z tego okresu jest też fakt, że ze wszystkich florenckich mostów, tylko ten ocalał w czasie wojny a oddziały niemieckich wojsk częściowo go zaminowali aczkolwiek na całe szczęście nie zdążyli zdetonować ładunków.
Schodząc z mostu już po tej właściwej stronie historycznej Florencji natychmiast wlazłem w ścisłe centrum. Tylko dwie uliczki dalej i już zawitałem na Piazza della Signoria, na którym stoi obecny ratusz Palazzo Vecchio. Dosyć dziwny budynek, przynajmniej dla mnie. Dziwny z zewnątrz ale podobno bardzo bogaty wewnątrz. Podobno bo do wielu miejsc w nim nie ma dostępu dla takiego zwykłego, szarego turysty. Pałac naładowany jest mnóstwem rzeźb i obrazów najlepszych florenckich ale i włoskich artystów. Tuż przed główną fasadą budynku postawiono zdaje się przechodnią rzeźbę Jeff Koons’a – Pluto i Proserpina. Wykonana cała ze złota, w pełnym słońcu wygląda naprawdę fajnie. W czasie drugiego dnia we Florencji kiedy przebywałem właśnie na Piazza della Signoria, miałem okazję zobaczyć premiera Włoch – Matteo Renzi, który przyjmował w pałacu księcia a przyszłego następce tronu, emira Abu Dhabi. A Tuska nie widziałem nigdy 😀
Okolice Piazza della Signoria to przede wszystkim drogie, markowe sklepy i dobre, drogie restauracje. To bardzo reprezentacyjna część miasta stąd może i mocno zawyżone ceny. Tuż obok znajduje się kolejny spory plac, mekka artystów – Piazza della Repubblica. Tutaj przede wszystkim znajdują się drogie hotele a miejsce to znane jest z wieczorów z muzyką. Każdy dzień tygodnia to inny artysta, który się pojawia ze swoim sprzętem. Mają tutaj swój kalendarz i nikt nikomu się nie wciska.
Tuż obok właściwie znajduje się najważniejsze miejsce w całej Florencji i jedno z najważniejszych we Włoszech. Mowa tu o Katedrze Duomo lub jak kto woli Santa Maria dei Fiore, który jest jednym z największych kościołów na świecie i faktycznie robi wrażenie swoją masywnością i wielkością. Patrząc na każdy fragment tego budynku można byłoby tylko zacytować wypowiedź Stefana „Siary” Siarzewskiego z filmu „Killer” – „mają rozmach …. ” 😀 A mówiąc poważnie to Katedra wyróżnia się wysokością od większości florenckiej zabudowy, jeśli wyniesiemy się ponad standard wysokościowy to nie ma szans, żebyśmy nie zobaczyli Duomo. Zbudowana na ruinach poprzedniego kościoła a budowano ją prawie 600 lat począwszy od XIII wieku aż do schyłku XIX wieku. To też pierwsze miejsce, które moje oczy ujrzały podczas pierwszego pobytu we Florencji w 2011 roku, także mam do tego ogromny sentyment i nie ukrywam, że uwielbiam się wpatrywać w całość ale przede wszystkim w przednią fasadę – najładniejszy fragment Duomo. Tuż obok znajduje się baptysterium i dzwonnica Giotta. Do każdego z tych miejsc można wejść aczkolwiek kolejki mocno odstraszają. Przynajmniej mnie.
We Florencji mam dużo swoich ulubionych miejsc ale i sklepów oczywiście z płytami, które wyszukałem poprzednim razem. Fajnie było znów pogrzebać we włoskich płytach i choć nic dla siebie nie znalazłem to zawsze liczę, że będzie coś co powali mnie na kolana i oddam wszystko co mam, żeby przywieźć konkretne nagranie… Szaleństwo.Kolejnych kilkunastu godzin właściwie nawet nie warto wspominać. Wieczorno nocna podróż do Bolonii, w której znalazłem się około 3 w nocy. Kolejne 3 godziny spędzone na ławce na dworcu w oczekiwaniu na lotniskowy autobus i w końcu lot do Warszawy. Która to już moja noc spędzona na ławce… 🙄
Podsumowując cały tydzień we Włoszech. Nie ukrywam, że już trochę mi się przejadły ale też i zbrzydły. Nie są już tak porywające moją wyobraźnie jak kilka lat temu. Teraz już myślę o podróżach trochę dalszych. Z roku na rok coraz więcej naciągaczy się pojawia w każdym miejscu wpychając wszystko na siłę, to trochę przypomina reportaże podróżników z Afryki np, gdzie nikt Ci nie da spokoju póki albo czegoś nie kupisz albo nie dasz czegoś w prezencie. Kiedyś nie zwracałem na to uwagi, ale Włochy są strasznie brudnym miejscem. Nie, że jestem jakiś pedantem ale po prostu porozrzucane śmieci po wszystkich ulicach i zapach tego po prostu odrzuca. Czym dalej na południe tym gorzej to wygląda. Kolejną rzeczą jest fakt, że zaczęło mnie ciągnąć w miejsca gdzie jest więcej przestrzeni, nad morze, rzeki, jeziora, lasy, łąki, góry a nie koniecznie ścisła zabudowa. Ciągnie tam gdzie można oddychać. To nie znaczy, że do Włoch już nie wrócę, bo jak dobrze pójdzie to może i niedługo znów odwiedzę ten kraj. Sentyment to sentyment.