CZECHY – Liberec w dwa dni (2018)
Ponad dwa lata temu, na początku września 2016 roku, wysiadłem na dworcu autobusowym w Pradze. W swoim podróżniczym zeszycie zapisałem, że z braku czasu wtedy postanawiam, że jeszcze wrócę do Pragi i będę sycił się widokami zabytków i miejsc oraz poświęcę po prostu więcej czasu na to miasto, ten kraj. Na spokojne zwiedzanie, radość i zachwycanie się nim. Teraz, po dwóch latach, udałem się całkiem przypadkowo na weekend do Liberca. Liberec to nie Praga ale nadal Czechy które spodobały mi się już przy pierwszej wizycie.
Nie śpij… czekam!
Wyświetliło mi się na wyświetlaczu telefonu o 6:15 rano. Czas na kolejny etap podróży. Rozumiane ogólnie ale bardzo personalnie. Zarzuciłem plecak na jedno ramię, ubrałem kurtkę i wyszedłem zamykając za sobą drzwi. Zimny i ciemny poranek sprawił, że ciężko było się najpierw wybudzić ze snu a potem wyjść na zimne powietrze. Na szczęście to tylko kilka metrów by wsiąść do samochodu i udać się nim aż do samego Liberca.
Przed nami była trasa o długości 530km. To właściwie najdłuższy mój wypad samochodem osobowym. Najpierw powolna jazda slalomem przez kilkadziesiąt kilometrów między biało-czerwonymi niczym nasza polska flaga, drogowymi pachołkami. Później całkiem przyjemny odcinek Szczecin – Zielona Góra. Przyjemny by potem móc znów wrócić do nieprzyjemnych i już do samego Liberca tłuc się mniejszymi drogami. Często po różnej jakości nawierzchni. Miałem wrażenie, przejeżdżając przez mniejsze miejscowości na południu, że jestem w jakiejś Polsce B, na jakimś dalekim wschodzie naszego kraju. Zabite dechami wiochy a między nimi wałęsające się dziadki w brudnych, dziurawych kaloszach i czapką która pamięta jeszcze jakieś odległe czasy.
Czechy przywitały nas widokiem dwóch panów siedzących kulturalnie na ławeczce w zaawansowanym już stopniu upojenia alkoholowego. Ot typowe menele. Zażartowałem, że to pewnie Czesi chociaż na Czechów niestety wcale nie wyglądali. Przejście graniczne w Zawidowie jest strasznie niepozorne. Mrugnięcie oka i człowiek nie wie czy jeszcze jest na terenie Polski czy już w u naszych południowych sąsiadów.
Hotel
Hotel mieliśmy położony w górach, dużo wyżej od miasta. Dojazd prowadził przez drogowe serpentyny które, zdawało się, nie miały końca. Z lewej do prawej, z prawej do lewej i cały czas pod górę. Słabo oświetlona droga i otaczająca obecność iglastego lasu nie napawała mnie optymizmem do jazdy w takich okolicznościach. By dostać się do miejsca naszego noclegu było trzeba pokonać również kawałek leśnej i mocno dziurawej trasy która poprowadziła nas pod same drzwi budynku. Budynek stylizowany na dawne czasy. Mający wiele drewnianych elementów w swoim wykonaniu. W środku można przenieść się do innej epoki. Wystrój wnętrza przypominał trochę jakieś filmy z Harrym Potterem czy horrory klasy drugiej. Główny hol w kształcie kwadratu, na dole kominek, skórzane kanapy i pnące się do góry, potężnie wyglądające schody. Wzdłuż schodów i korytarza na piętrze wisiały obrazki ludzi średniowiecznych oraz na rogach stały dwie szklane szafki z książkami. Wszędzie natężenie ciemnego koloru. W nocy, wraz z bujną wyobraźnią, można byłoby się nieźle wystraszyć tego miejsca.
Liberec
Liberec odwiedziliśmy ze ściśle określonym z góry celem także wszelkie zwiedzanie miało być tylko przyjemnym dodatkiem do całości. Usługą komplementarną. Przeglądając różne fora, blogi i strony przed wyjazdem, nie specjalnie znalazłem coś bardzo ciekawego co koniecznie chciałbym zobaczyć i bez tego bym stąd nie wyjechał. Szczerze powiedziawszy, czytając różne opinie na temat tego miasta można dojść do wniosku, że jednak może być tu całkiem nudno. Zwłaszcza nudno dla takiego jak ja który bardziej woli ładne widoki niż perły architektury (choć i te potrafią zaskakiwać). Po dłuższym zastanowieniu wybraliśmy kilka punktów które miło byłoby ujrzeć na własne oczy i cyknąć ze dwa zdjęcia.
W ten sposób na samym początku dnia trafiliśmy nad Harcovský Potok. Sztuczny zbiornik wody z niewielką tamą. Służy jako ochrona miasta przed powodziami a na co dzień stanowi jeden z kilku punktów rekreacyjnych na mapie miasta. Nie jest to nic nadzwyczajnego ale wiosną musi być tu naprawdę ładnie. W listopadzie, kiedy wszystko jest przykryte kolorami jesieni, nie widać tu widoków zapierających dech w piersiach. Właściwie nie widać tu nic, nawet ludzi nie ma a w końcu to była sobota.
Z tamy już rzut beretem do miasta. Liberec pod względem parkowania to okropne miasto. Ciężko jest znaleźć dobre i tanie miejsce parkingowe. Całe szczęście w soboty po godzinie 13 i całe niedziele i święta można parkować za darmo w wyznaczonych strefach. My auto zostawiliśmy w Forum Liberec, jednym z największych centr handlowych w okolicy. W ogóle dużo tu tych galerii. Na każdym kroku jest pełno sklepów. Moim zdaniem budowanie takich obiektów w ścisłym centrum mija się z estetyką i walorami turystycznymi ale z pewnością niezłe są z tego pieniądze dla samego miasta. Oka to nie cieszy w żaden sposób.
Stare miasto jest niewielkie. Główny punkt to oczywiście ratusz i rynek wokół ratusza. Sam budynek nie robi jakiegoś ogromnego wrażenia. Kształtem, szczegółami i całą wizualizacją przypomina trochę Urząd Wojewódzki w Szczecinie. Nic dziwnego właściwie bo jedna i druga budowla pochodzi z epoki neorenesansu. Na środku placu ustawiono już świąteczną, ozdobioną choinkę a tuż obok trwały prace nad stawianiem jarmarkowych budek. Kawałek dalej stoi Zamek w Libercu który jak na zamek jest bardzo niepozorny. Podobno znajduje się w nim największa na świecie ekspozycja wyrobów szklanych. Brzydzi mój wzrok paskudny kontrast naszych czasów. Po jednej stronie stoi właśnie ten zamek a po drugiej stronie ulicy wielka galeria handlowa. Pomieszanie nowoczesności z dawną architekturą nigdy mi się nie podobało.
Ciekawym obiektem jest Uczta Olbrzymów. To rzeźba która jednocześnie stanowi przystanek autobusowy. Jeden z głupszych pomysłów zwłaszcza wtedy kiedy chce się zrobić zdjęcie samej instalacji, bez ludzi. Całość przedstawiać ma jeden duży stół. Na nim leży głowa z wbitym nożem hitlerowca który w czasach II Wojny Światowej rządził tymi terenami. Obok stoi kufel piwa oraz wazon z mięsożerną rośliną. Projektant stwierdził, że ma być to miejsce nie tylko do oczekiwania na autobus ale także ma skłaniać do refleksji. Nie jestem przekonany czy faktycznie mieszkańców Liberca cokolwiek tu skłania do takich czynów ale z pewnością rzeźba jest warta uwagi i zobaczenia.
Dłuższy spacer między uliczkami zajął nam chwilę. Człowiek chodzi po tym mieście bez żadnych emocji tego co zaraz zobaczy. Czułem się tam jakbym był w tym miejscu już setki razy i nic mnie już nie zachwycało i nie łapało za serce. Stwierdziliśmy, że bez sensu dalej się tak kręcić i obraliśmy kurs na coś co miało być niezłą zabawą. Udaliśmy się do IQlandii.
IQlandia
IQlandia to ogromne centrum nauki. Byłem dawno temu w czymś podobnym w Muzeum Narodowym w Szczecinie ale żadne to porównanie patrząc na skalę. Dziesięć tysięcy metrów kwadratowych przestrzeni w których nauka nabiera bardzo przyjemnego wymiaru. Kilka stałych wystaw, kilka czasowych. To miejsce w którym można spędzić wiele godzin i wciąż mieć niedosyt, że jeszcze nie wszystko się zobaczyło, nie wszystkiego spróbowało i dotknęło. Geologia, żywioły, człowiek, zmysły itp. to tylko niektóre z wielu tematów które można było sobie przybliżyć. Wszystko ukazane w przystępny sposób, w trzech językach (w tym w języku polskim). Początkowo byłem sceptycznie nastawiony do przyjścia tutaj głównie ze względu na cenę, 45zł to jednak dość sporo jak na bilet wstępu, ale patrząc z perspektywy to jedne z lepiej wydanych przeze mnie pieniędzy w ostatnim czasie.
Ciekawie było zawisnąć głową do góry niczym kosmonauta w gwiezdnej karuzeli, spróbować robić bańki mydlane większe niż ja, doświadczyć trzęsienia ziemi, odgadywać zapachy, grać na instrumentach, pisać na niedziałającej maszynie, sprawdzać swoją siłę czy posiedzieć w śmietniku. Żałuję tylko, że spędziliśmy tam zaledwie trzy godziny bo to stanowczo za mało i taki też niedosyt nam towarzyszył. Można tu spędzić cały dzień i świetnie się bawić.



Podsumowując…
Liberec wydaje się miastem smutnym. Bez duszy. To moje prywatne odczucia ale nie znalazłem tutaj żadnego punktu zaczepienia poprzez który chciałbym w to miejsce wrócić. Może na to jak odebrałem to miasto miała wpływ pogoda i pora roku. Wszystko szare i ponure, typowo dla listopada, nie napawa optymizmem i radością. Może dlatego, że nie mieliśmy konkretnego planu na zwiedzanie tylko właściwie kręciliśmy się bez celu pomiędzy różnymi innymi zajęciami. Może wreszcie przez to, że po prostu nie dałem temu miastu zbyt wiele czasu by mogło mnie sobą zauroczyć. Porównując jednak Liberec z Pragą ciężko znaleźć wiele podobieństw. Praga zachwycała widokami, atmosferą, architekturą a Liberec przy niej wygląda jak ubogi krewny który ma dobre predyspozycje ale są one zbyt niskie i trywialne…