Michael Bolton – This is the Time (#007)
Jakiś czas temu była recenzja albumu Time Love and Tenderness, dzisiaj przenieśmy się o 5 lat do przodu od wydania tamtej płyty.
W 1996 roku Bolton kontynuował swoją światową trasę koncertową, promującą jego pierwszy, oficjalny best: Greatest Hits 1985-1995. Tournée zakończył z wielkim sukcesem we wrześniu dając ostatnie koncerty w Stanach Zjednoczonych. Nie dał chwili wytchnienia fanom i 1 października do wszystkich muzycznych sklepów w USA trafił jego najnowszy album: This is the Time, który promował singiel wydany kilka miesięcy przed premierą: Love is the Power. Płyta jest zbiorem ulubionych piosenek świątecznych Michaela a także jego kompozycje specjalnie przygotowane na potrzeby tego przedsięwzięcia.
Album swoje wydanie miał nie tylko w Ameryce. Kilka dni później zagościł do Europy i Australii a miesiąc później – 11 listopada 1996 roku pojawił się na półkach w Japonii i Tajwanie. Świąteczna płyta okazała się sukcesem nieco mniejszym niż poprzednie dokonania Boltona, mimo to box-office ze sprzedaży wyniósł około 2,5 miliona egzemplarzy na całym świecie a w Stanach Zjednoczonych zyskała status platynowej płyty, która przyznawana jest artystom, którzy swój album sprzedali w ponad milionie egzemplarzy. This is the Time uznana jest przez krytyków jako ostatni album, który zdobył uznanie wśród publiczności. Dlaczego? o tym napiszę dużo więcej kiedy będę recenzował album z 1998 roku (czyli kolejny) – My Secret Passion – The Arias.Po serii rockowych płyt i ballad romantycznych nikt nie spodziewał się przyjścia na świat kolęd i piosenek świątecznych w wykonaniu Boltona. Można śmiało powiedzieć, że po 1993 roku po wydaniu płyty The One Thing, Michael zaczął realizować swoje muzyczne marzenia a album This is The Time miał być pierwszym z nich. Fascynację do świątecznych kawałków można było zauważyć o wiele wcześniej: w 1989 roku na gali w Stanach Zjednoczonych Bolton śpiewał utwór: Jesus Christ Superstar. Trzy lata później na płycie Timless (The Classic) znalazł się utwór White Christmas, który zdobył powszechne uznanie wśród publiczności jak i krytyków, którzy zawsze byli cięci na Michaela.
Przejdźmy jednak do samego albumu. Jestem jednym z niewielu szczęśliwców, którzy mogą poszczycić się japońską i tajwańską wersją tej płyty.
Płyta rozpoczyna się utworem Silent Night, który męczyłem bardzo długi czas. To jest mój osobisty powrót do wspomnień. Czas świąt, gorączkowe przygotowania, cała rodzina przy jednym stole, czekanie na prezenty, potem objadanie się słodyczami i oglądanie TV i cała ta atmosfera, której teraz już nie ma. To wszystko przypomina mi, że warto żyć ale nie wspomnieniami ale ze wspomnieniami. Wiem, że już niektóre rzeczy nigdy się nie powtórzą, że coś się zakończyło a zaczęło coś nowego. To smutne uczucie. Michael pokazał tutaj prawdziwą klasę, genialny wokal, genialna aranżacja Davida Fostera. Bolton pierwszy raz śpiewał tą piosenkę w połowie lat 80, potem przepiękny występ w Wiedniu podczas świątecznej gali Placido Domingo w 1994 roku.
Santa Claus is Coming to Town – Mikołaj przybył do miasta, a Bolton śpiewa o tym w kolejny raz świetnej aranżacji. Lekki rockowy kawałek z potężnym głosem, który nie pozwala wyłączyć odtwarzacza. Piosenki z lat 20 i 30, napisane w Stanach Zjednoczonych jednak mają w sobie to coś, co nawet teraz po 80 czy 90 latach sprawia przyjemność z ich słuchania.
Z szybkiego w wolne, trzeci utwór: Have Yourself a Merry Little Christmas czyli lekka i przyjemna ballada. Napisana w 1945 roku na potrzeby serialu stała się światowym przebojem, coverowanym przez ogrom artystów. W 2004 roku znalazła się na 76 miejscu listy 100 najlepszych piosenek filmowych.
Utwór numer 4 to Joy to the World czyli jeden z najbardziej rozpoznawalnych utwór Mariah Carey, która skomponowała go 2 lata wcześniej czyli w 1994 roku. Wersja Michaela nie zrobiła aż tak piorunującego wrażenia jak wersja Marieh, która trafiła na listy przebojów w UK czy Australii. Przy nagrywaniu tej piosenki, sama kompozytorka towarzyszyła Boltonowi w studio nagraniowym i nadzorowała jakoś nagrania, która może się podobać. Zwłaszcza w końcówce chłopak pokazuje swoje możliwości wokalne.
Duet, którego z pewnością Michael nie zapomni. W 16 grudnia 1994 roku spotkali się po raz pierwszy na wspólnej scenie. Placido Domingo jeden z najpopularniejszych i najbardziej utalentowanych tenorów obecnie żyjących, zaprosił Boltona (jak już wyżej wspomniałem) do Wiednia, gdzie razem mieli zaśpiewać świąteczny koncert: Christmas in Vienna IV. Przez ponad godzinę, razem z chińską sopranistką Ying Huang zaśpiewali najpopularniejsze świąteczne melodie. Z tego występu Bolton pozwolił sobie pożyczyć utwór Ave Maria i wrzucić właśnie na tą płytę o której aktualnie piszę. Szczerze, nie porywa mnie głos Domingo natomiast kiedy Bolton zaczyna śpiewać swoją część to ciarki przechodzą. Przepiękny głos, czysty, potężny, 4 oktawowy co idealnie słychać.
Po takim muzycznym doznaniu wracamy do powolnych, balladowych klimatów. Utwór numer 6 to The Christmas Song czyli w pierwotnym wykonaniu jazzow”a kolęda. Bolton zawsze świetnie interpretował jazz i sam też tworzył bardzo dobre kawałki jazzowe. Idealnie wpasowuje się w te klimaty. Utwór niestety nie powala na kolana i można śmiało uznać go za piętę Achillesową całego albumu.
O Holy Night – to drugi utwór przy którym pracowała Mariah Carey. Teraz zaczyna się na prawdę dobra końcówka całego albumu. Uwielbiam takie melodie, mają w sobie coś co chwytają za serce – tak właśnie jest z tą piosenką. Po poprzednim słabym wykonaniu tutaj mamy bombę talentu i znów świetny wokal. To również jest cover, ale rockowy zaaranżowany. W tle mamy gitarę elektryczną a później całkiem dobrą solówkę.
White Christmas – utwór zabrany z Timless: The Classics. Bolton mógł pokusić się o jakiś rerecord tego ale niestety tego nie zrobił. Porażają pozytywnie tu wokalne umiejętności, wyraźnie słychać cztero-oktawowy głos. Kolejna piosenka śpiewana przez multum artystów. Była powodem wielu kłótni między kompozytorem a radiowymi rozgłośniami i samym Elivsem Presleyem, który był posądzony o muzyczną profanacje.
Dziewiąty i dziesiąty utwór to kolejno drugie i trzecie miejsce na podium. Autorskie kompozycje samego Boltona, która najlepiej oddają kwintesencje tego albumu. This is the Time Michael nagrał razem z amerykańską piosenkarką country Wynonną Judd. Mało która dziewczyna śpiewająca country mogła pochwalić się tak szczególnym głosem. W duecie wyszło to cudownie, zgrali się niesamowicie dobrze głosami. Słuchając tego zawsze odpływam gdzieś daleko, daleko w przyszłość i miliony myśli przychodzi mi do głowy.
This is the time when the cold winds blow
When the snow falls from Heaven
On the dreamers below
Baby this is the time when I need to know
That your love will always be mine
Baby this is the time, Baby this is the time
Utwór zamykający płytę to zarazem jedyny singiel jaki wyszedł przy okazji realizacji tego albumu – oczywiście nie licząc promocyjnego singla Silent Night. Love is the Power – Miłość to Moc. Piosenka, która nie do końca pasuje na tą płytę gdyż jest to dość romantyczny kawałek o bardzo dobrym tekście. Singiel dotarł do 11 miejsca amerykańskiej listy przebojów i cieszył się popularnością w wielu stacjach radiowych.
Miłość jest siłą, miłość jest kluczem
Miłość jest powodem, powodem uwierzenia
Miłość jest odpowiedzią, kiedy zobaczymy
Miłość jest siłą, miłość jest siłą, potrzebujemy
Płyta dodatkowo zawiera bonus w postaci wideoklipu do piosenki White Christmas, część wideoklipu piosenki Said I Love you… but i Lied oraz dyskografię z możliwością posłuchania utworów, wideo z backstage i krótką adnotacje na temat fundacji założonej przez Michaela. Nie wiem czy był to do końca przemyślany pomysł, w 1996 roku mało kto miał komputer, więc dla wielu, którzy kupili ten album, te dodatki były nie potrzebne.
Według mojego rankingu to najlepsza płyta Boltona jaką miałem okazję słuchać. Konieczna pozycja na święta w stylu amerykańskim – piękne powolne ballady i lekkie rockowe kawałki, które powinny umilić świąteczny okres. Nie usłyszymy tutaj maksymalnych możliwości głosowych, ale Michael nadrobił wspaniałymi aranżacjami i ciekawą obsadą przy produkcji i realizacji tego projektu. Dla fanów z pewnością pozycja obowiązkowa. Polecam… oj polecam
Jeden komentarz
Pingback: