HISTORIE

#12 – Al Bano – È La Mia Vita (Paura Alla Maledive) (XVI)

Mieć dziecko w wieku czterdziestu lat to rzecz wspaniała. Jest to przeżywanie najgłębszych uczuć związanych z rodzicielstwem. W przypadku Cristel czułem się jak lew który zdolny jest stawić czoła wszystkim trudnościom jakie można sobie wyobrazić i wszystko poświęcić. Jednocześnie w tym samym czasie byłem rozbity, pozostawałem na łasce nieskończonej kruchości która przychodziła nawet wtedy kiedy byłem uśmiechnięty. Jak już mówiłem, ostatnie trzy miesiące ciąży Romina pozostawała w domu. Wiele zobowiązań zawodowych musieliśmy przez to opóźnić i teraz trzeba było się z nimi zmierzyć. Znowu zaczęliśmy podróżować, tym razem zabierając ze sobą małą Cristel.

Latem 1986 roku byliśmy na tournée w Rosji.  Moje pierwsze tournée w Związku Radzieckim, czterdzieści dni w tym niesamowitym imperium.  To także ostatnia podróż w którą mogliśmy wybrać się wszyscy razem: jesienią Ylenia i Yari mieli podjąć naukę w Szwajcarskiej szkole z internatem. Międzynarodowej szkole w której studiowanie było poważne i surowe. Byłem od zawsze przekonany, że kultura jest ważnym elementem w życiu każdego człowieka. W tej szwajcarskiej szkole, uczniowie zaczynali zajęcia o 8 rano i kończyli o 8 wieczorem. Oprócz tradycyjnych przedmiotów, w planie mieli także naukę o teatrze, tańcu, zajęcia sportowe, uczyli się o kinematografii, fotografii, malarstwie oraz rzeźbiarstwie. Soboty i niedziele były wolne. Nie było jednak możliwości na dodatkowe wakacje. Dla nas zatem, tournée w Rosji było ostatnią podróżą którą mogliśmy odbyć wspólnie przed rozpoczęciem szkoły.

Wyruszyliśmy w komplecie, razem z moimi rodzicami i muzykami. To była udana i bardzo piękna podróż. W Rosji nasze piosenki były znane i ceniony już od dawna i oczywiście wszędzie wywoływaliśmy ogromny entuzjazm u publiczności. Na moich koncertach przeważnie pojawiał się utwór Franza Schuberta – „Ave Maria”.  Wspaniały utwór klasyczny ale zarazem bardzo inspirujący religijnie.  Przez to miałem wątpliwości czy powinienem go śpiewać także w Rosji gdzie panował komunistyczny ateizm.  Pojawił się jednak jasny przekaz by tej piosenki nie umieszczać w programie koncertów. To było moje pierwsze tournée w tym kraju i nie chciałem być posądzony o prowokowanie. Jednakże usunięcie tego punktu z programu bardzo mi się nie podobało. To tak jakbym miał zdradzić swoje przekonania: żyłem muzyką głównie dlatego, że była to modlitwa. Długo nad tym myślałem i w końcu zapytałem: „To piękny utwór, z jakiego powodu muszę usunąć go z mojego tradycyjnego programu?”

Już pierwszego wieczoru wykonałem „Ave Maria”. Publiczność zareagowała tak jak zupełnie się w taki sposób jakiego w ogóle sobie nie wyobrażałem. Aplauz nie miał końca. W kolejnych dniach ludzie wyczekiwali przede wszystkim na ten właśnie utwór. Wraz z pierwszymi taktami „Ave Maria” pojawiało się „niebo gwiazd” – dziesiątki tysięcy światełek które poruszały się w rytm melodii. Później, po skończonym śpiewaniu, publiczność serwowała mi niesamowite owacje.Moje koncerty miały miejsce w halach sportowych,  zawsze było tam jednorazowo osiemnaście tysięcy widzów. Na wszystkich 36 koncertach, w czasie całego tournée, zaśpiewałem „Ave Maria” i publiczność za każdym razem okazywała coraz to głośniejszy aplauz. Któregoś wieczoru sowieccy organizatorzy mi powiedzieli: „Aż do tego momentu nie było możliwości by w tym kraju śpiewać taką muzykę.”

W październiku Romina ponownie była w ciąży. Pamiętając to co miało miejsce z Cristel rok wcześniej, zdecydowaliśmy się na odpoczynek od wykonywania wszystkich zawodowych obowiązków.  Mieliśmy już jednak zobowiązanie w postaci Festiwalu w Sanremo który zaczynał się w lutym 1987 roku. To miał być powrót na deski sceniczne Sanremo po efektownym zwycięstwie w 1984 roku z „Ci Sara”.  Zarezerwowaliśmy ten termin by nic innego się w tym czasie nie pojawiło. Ja kontynuowałem podróż po całej Europie nawet jeszcze intensywniej niż przedtem. Na początku stycznia, Romina widząc mnie przemęczonego, zaproponowała wspólne wakacje przed występem na Festiwalu w Sanremo. Wybór padł na Malediwy, miejsce w którym jeszcze nigdy nie byliśmy. Pojechałem ja, Romina, Cristel i moi rodzice. Ylenia i Yari byli w szkole w Szwajcarii.

Podróż przebiegła bardzo spokojnie. Udaliśmy się do Male – stolicy Malediwów. Z tamtąd mieliśmy zorganizowany przejazd na atol położy na środku oceanu – Veligandu. Dojazd tam był możliwy tylko za pomocą motorówki. Kiedy opuszczaliśmy Male była beznadziejna pogoda ale nie wydawała się niebezpieczna. Ledwo zaczęliśmy wyprawę motorówką a morze natychmiast stało się wzburzone. Łódka przecinała fale które wydawały się być gigantyczne. Obijaliśmy się jak łupinki orzechów. Każdy kolejny upadek na wodę przyprawiał o strach. Z czasem sytuacja się tylko pogarszała. Z drugiej strony nie mogliśmy zawrócić: powrót w tym momencie mógłby okazać się o wiele groźniejszy. Podróż, która miała trwać z godzinkę, trwała ponad 2,5 godziny.  Romina czuła się okropnie. Zresztą jak my wszyscy. Jednakże ona była w ciąży. Patrząc na jej stan zacząłem się o nią martwić. Przybywszy do hotelu od razu udaliśmy się do łóżka. Po kilku godzinach dowiedziałem się, że zaczęły się skurcze. Identyczna sytuacja jaka miała miejsce z Cristel w Rzymie. Wyglądało to jak przedwczesne narodziny  a w tym miejscu nie było żadnej opieki medycznej. Zacząłem szukać za wszelką cenę lekarza. W naszej grupie był jeden, doktor Guido Rocca z Werony, lekarz sportowy. Niestety nawet nie miał ze sobą żadnych medycznych przyrządów.  Najbliższy szpital znajdował się w Colombo a żeby tam się dostać trzeba było wrócić do Male i stamtąd udać się w godzinną podróż do stolicy Sri Lanki.

W międzyczasie na Veligandu nadszedł huragan. Miejscowi mówili, że nigdy wcześniej takiego żywiołu nie widzieli. Grzmoty, błyskawice, wiatr, okropne ulewy. Brzmiało to wszystko jak koszmar. Romina niesamowicie cierpiała, miała nudności. Ja, będąc przy niej, starałem się być odważny ale w rzeczywistości byłem bardziej przestraszony niż ona sama. Widziałem, że sytuacja jest beznadziejna i naprawdę si bałem. Kryzys zahamowała w ciągu dwóch kolejnych dni. Nie mogliśmy robić nic innego niż tylko się modlić i prosić boga by pomógł. Kontynuowałem dzwonienie i wzywanie pomoc. W końcu ulitował się nad nami lekarz który wysłuchał moich desperackich próśb i przybył na nasz atol małym samolotem z lekarstwami których Romina natychmiast potrzebowała. Trwająca burza była tak silna, że po wylądowaniu samolotu, maszyna się popsuła. Zaczęliśmy od podawania kroplówki. Po trzech dniach, z Rzymu, przybyła położna Rominy – Mirella Mottes. Przywiozła kolejne niezbędne lekarstwa oraz medyczne przyrządy gdyby potrzebna była nagła interwencja. Całe szczęście operacja była zbędna. Skurcze trwały kolejne dwa dni. Później odpuściły. Tak samo jak pogoda która w końcu zelżała i w końcu mogliśmy wrócić do domu. W rzeczywistości, w pierwszej kolejności udaliśmy się do kliniki Flaminia w Rzymie gdzie Romina miała odzyskać siły i zdrowie.

Al Bano & Romina Power - Nostalgia Canaglia - Festival Di San Remo 1987

W pierwszych dniach lutego, Romina gotowa była wystąpić ze mną na Festiwalu w Sanremo.  Zaprezentowaliśmy utwór „Nostalgia Canaglia” i zajęliśmy trzecie miejsce.  Ciąża przebiegała spokojnie zgodnie z terminem na maj.  Romina miała nadzieję, że dziecko na świat przyjdzie 18 lub 20 maja. 18 maja gdyż to urodziny Jana Pawła II. 20 maja ponieważ to data moich urodzin. Zamiast tego, Romina Jolanda, bo tak nazwaliśmy dziecko, przyszło na świat 1 czerwca.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.