
Stephen Hendry – Autobiografia
Wielkich ludzi z różnych dziedzin łączy często jedna wspólna cecha – nie zbyt dobrze radzą sobie w życiu prywatnym czy rodzinnym. To dotyczy całej rzeszy różnego rodzaju artystów, sportowców, naukowców, ludzi biznesu itp. W swoich dziedzinach radzą sobie wyśmienicie, są na tzw 'topie’, ale proza życia ich przerasta. Niedawno przeczytałem książkę Stephen Hendry – Autobiografia. Genialny snookerzysta, do którego słowa, które przed chwilą napisałem, jak najbardziej pasują. Geniusz tego sportu. Prawdziwa legenda i właściciel wielu rekordów, w tym tego najważniejszego – siedmiu tytułów Mistrza Świata. O czym napisał w swojej autobiografii? Zapraszam do przeczytania krótkiej recenzji.
Stephen Hendry – Autobiografia
Kiedy teraz się zastanawiam, to snookerem zainteresowałem się około roku 2007. Sam wówczas zacząłem trenować tę dyscyplinę. Wiadomo jak to jest, wraz z uprawianiem i rozwijaniem się w jakimś sporcie idzie też zainteresowanie nim. W tamtym okresie oglądałem praktycznie każdy turniej jaki nadawano w telewizji. To białe sukno i kolorowe bile to już wtedy, dla takiego dzieciaka, była świetna rzecz i dość awangardowa w moim towarzystwie. Hendry’ego bardzo dobrze kojarzę. Jego kariera zakończyła się dopiero w 2012 roku więc miałem okazję kilka razy go zobaczyć w akcji. Wiecznie smutny, ale w tym jego smutku zawsze rysowała się jakaś ukryta charyzma.
Hendry, jako nastolatek, za zgodą rodziców rzucił szkołę by zająć się snookerem. Jeśli spojrzeć w biografie innych snookerzystów, to poświęcenie szkoły dla snookera nie jest niczym nadzwyczajnym w tym fachu. Stephen miał szczęście, że już na samym początku swojej kariery trafił na Iana Doyle – menadżera, który przez wiele kolejnych lat był ojcem wszystkich sukcesów Hendry’ego. Tylko on wiedział jak skutecznie manipulować i dodawać energii swojemu podopiecznemu. Zawsze się to sprawdzało dzięki czemu Stephen w wieku 21 lat stał się najmłodszym mistrzem świata w historii tego sportu. Warto dodać, że było to w 1990 roku a do tej pory nikt nawet się nie zbliżył do tego rekordu.
Wydaje się to nieprawdopodobne, że w 4 finałach Mistrzostw Świata jego rywalem w finale był Jimmy White. Bardziej jednak nieprawdopodobne jest to, że wspomniany Jimmy w swojej karierze wystąpił w sześciu finałach i wszystkie przegrał. Niewyobrażalny pech bo ciężko tu mówić, żeby brakowało mu umiejętności. Hendry nie tylko był najmłodszym zwycięzcą Mistrzostw Świata, ale także jako jedyny sięgnął po aż 7 tytułów. Warto też nadmienić, że Stephen zgarnął także sześć tytułów Masters czy pięć tytułów UK Championship. Oba te turnieje wraz z Mistrzostwami Świata zalicza się do najważniejszej trójki turniejowej w sezonie. Ot, taka korona.
Ciężko określić charakter Stephena. Z jednej strony tytan pracy. Lata spędzone na codziennych treningach, podróżach, wyjazdach, turniejach. Z drugiej strony człowiek, którego zdaje się przerastać jego własne ego. Sportowiec, który ma ewidentny problem z porażkami przez co cierpi na tym całe jego otoczenie a on sam dostawał często depresji. Wpadał w dziwną spiralę samoistnego nakręcania się i wmawiania sobie, że jest beznadziejnym snookerzystą. W dzisiejszych czasach korzystałby pewnie z psychologa sportowego. Teraz to standard w wielu dyscyplinach. Wtedy, w latach 90, taka pomoc nie była powszechna wśród snookerzystów.
Sytuacja rodzinna też pogmatwana. Stephen miał żonę i dwójkę dzieci. Jednak tryb pracy skazywał go na częstą nieobecność w domu. On sam napisał, że lubił wyjeżdżać i być poza domem. Przez większość kariery nie miał czasu na poświęcenie się rodzinie. A gdy przyszło mu skończyć karierę, znalazł sobie dużo młodszą kochankę i wyprowadził się z domu by móc żyć z nową partnerką. Trzeba przyznać, że to wyjątkowe świństwo, jednak Hendry twierdzi, że teraz jest szczęśliwy a w końcu szczęście w życiu jest najważniejsze. Tylko czy kosztem innych osób?
Do książki Autobiografia podchodziłem ze sporym dystansem. Jakiś czas temu przeczytałem podobną pozycję w wykonaniu Ronniego O’Sullivana i krótko mówiąc – nie była to jakaś mocno ciekawa literatura. W przypadku Stephena Hendry’ego jednak od samego początku książkę wręcz się połyka. Jest napisana w totalnie prosty sposób. Nie ma tu jakichś dziwnych metafor czy pisania bzdur. Prosty język, ale tak wykorzystany, że kończąc jeden rozdział chce się już wiedzieć co jest w następnym i jak dalej potoczyły się losy tego snookerzysty.
Dla mnie to podróż przez wspaniałą karierę, która była naznaczona wieloma sukcesami. Zastanawiam się czy ta książka mogłaby zainteresować kogoś kto nie za bardzo ogarnia snookerowe klimaty. Wydaje mi się, że pomimo świetności tego tekstu to jednak jest to pozycja dla ścisłego grona ludzi, którzy lubią, znają, oglądają czy nawet grają w snookera. Bez tej wiedzy książka mogłaby wydawać się nudna i mało zrozumiała. Ja mogę z czystym sercem ją polecić.

