Zbigniew Wodecki - Tak Mi Jakoś Wyszło - Książka / autobiografia / recenzja
Archiwum LaPavlo

Zbigniew Wodecki – Tak mi jakoś wyszło

Zbigniew Wodecki – artysta, którego ciężko trochę zdefiniować. Z jednej strony wykwintny muzyk, multiinstrumentalista i ważna persona w świecie muzyki klasycznej. Z drugiej grajek śpiewający o pszczołach i golasach z Mombasy. Jednego dnia występował jako świetny skrzypek choćby w Operze Wiedeńskiej a w kolejnym dniu stawał się zwykłym chałturnikiem śpiewających na Dniu Ziemniaka po wioskach zabitych dechami. Dwie skrajności w jednym człowieku z bujną czupryną. Chcąc się więcej dowiedzieć o tej postaci zakupiłem książkę pod tytułem: Tak mi jakoś wyszło autorstwa Kamila Bułaka i Wacława Krupińskiego.

Tak mi jakoś wyszło

Tak mi jakoś wyszło to tak naprawdę zlepek dwóch różnych książek. Pierwsza część to reportaż Kamila Bułaka o Zbigniewie Wodeckim, ale tak bardziej pośrednio. Tutaj można poznać całą genezę powstania projektu Zbigniew Wodecki With Mitch & Mitch Orchestra And Choir – 1976: A Space Odyssey. Albumu, który pierwotnie Wodecki nagrał w 1976 roku a swoją odnowioną wersję płyta zyskała w 2015 roku za sprawą grupy Mitch & Mitch. Swoją drogą koncert, który został zarejestrowany na DVD to wspaniałe przedstawienie. Będę i o tym musiał poświęcić wpis. Druga część książki natomiast to wywiad rzeka, który przeprowadził ze Zbigniewem Wodeckim Wacław Krupiński – polski pisarz i dziennikarz.

Przed zakupem tej pozycji wczytałem się w komentarze i opinie i pojawiło się sporo głosów, że książka nuży i zdecydowanie jest dedykowana największym fanom, inni nie dadzą rady dotrzeć do końca. Po drugiej stronie były wpisy, że to świetna literatura, którą ze spokojnym sercem można polecić każdemu. Ja myślę, że jestem rozdarty gdzieś pomiędzy tymi dwoma brzegami z naciskiem na ten drugi. Ciekawie było się dowiedzieć o Wodeckim z perspektywy grupy Mitch & Mitch i projektu, o którym wspomniałem wyżej. Ciekawiej jednak było czytać wywiad, który poruszał cały życiorys artysty a nie tylko wyrwany fragment a tekst pochodził od samego zainteresowanego.

Zbigniew Wodecki

Nie jestem 'sezonowcem’ jeśli chodzi o Zbigniewa Wodeckiego. Słuchałem jego utworów wiele lat wcześniej zanim niestety zmarł. Od dawna jestem zakochany w jego totalnie niedocenionym albumie Dusze Kobiet z 1985 roku. Udało się też zebrać kilka płyt aczkolwiek ich zbyt wielu w swojej dyskografii ten artysta nie ma. Dlaczego? Otóż jak napisał w Tak jakoś mi wyszło nigdy nie przykładał dużej wagi do wydawania płyt. Życie toczyło się od koncertu do koncertu i od festiwalu do festiwalu. Wypracował sobie swój stały program artystyczny, którego się ściśle trzymał. Stwierdził, że to co dobre zostało już nagrane i nie ma sensu tego powielać. Przyznam szczerze, że jak na muzyka to dziwna teoria, ale może to był właśnie jego urok?

Wielu określało Wodeckiego jako bufona. Z perspektywy przeczytanej książki myślę, że trochę w tym prawdy jest. Momentami czuć lekkie wywyższanie się od artystów, którzy np nie grają na żadnym instrumencie albo nie dysponują jakimś genialnym wokalem. Z drugiej strony, nie po to tyle lat spędził w szkołach muzycznych kończąc je z wyróżnieniami i ucząc się naprawdę ciężkich rzeczy aby zrównywać się do poziomu przeciętnego piosenkarza. Wydaje się, że może ma rozbujane ego a może po prostu zna swoją wartość i wie jak daleko jego umiejętności są za innymi. Denerwującym był jednak fakt, że nie podobał mu się wymiar naszego krajowego show-biznesu choć sam robił wszystko by z niego nie wypaść występując choćby w Tańcu z Gwiazdami. Dużo w tym hipokryzji.

Po jakimś czasie też można dostrzec ogólną tendencję do sprowadzania wszystkiego do pieniądza. Wodecki występował wszędzie gdzie się dało, brał każde zlecenie, nawet to najgłupsze. Najważniejszy był pieniądz. Wydaje mi się, że na przestrzeni lat gdzieś ulotnił się u niego prawdziwy artyzm a pojawiło się przyzwyczajenie do grania do kotleta, w kółko tego samego. Tłumaczy to tym, że ludzie nie chcieli słuchać wielkich twórczości tylko oczekiwali Pszczółki Mai i Chałup. To raczej błędne stwierdzenie. Występując na jakichś festynach ciężko oczekiwać od słuchaczy żeby słuchali z przyjemnością klasyki. Ograniczając trochę swoje, i tak pewnie duże, zarobki, mógłby spokojnie zająć się nagrywaniem naprawdę ładnych rzeczy i oderwać się od swoich jarmarcznych przebojów.

Podsumowanie

Formuła dwóch odrębnych pozycji złączona w jedną, przyznam szczerze, że przypadła mi do gustu. Bez sensu byłoby wydawać dwie chude książki jak można to zrobić jednorazowo. Kartka po kartce udowadnia, że Wodecki to muzyk przez duże 'M’. Wirtuoz, który stworzony był do grania rzeczy wielkich a skończył na graniu co najwyżej przeciętnych. To też pokazuje jak różnie może się potoczyć w życiu a także jak wiele znaczą przypadki i odrobina szczęścia. Czy Wodecki był spełnionym artystą? Myślę, że połowicznie. W książce wielokrotnie powtarzał, że chciałby zrobić coś „dużego”. Nagrać coś „dużego”. Trochę w tym pomógł zespół Mitch & Mitch, ale uważam, że to nadal nie było to o czym marzył sam piosenkarz. Książka Tak mi jakoś wyszło to podróż po życiu Wodeckiego, która niestety jednak ma wydźwięk odrobinę negatywny.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.